Wiec poparcia - Gdańsk 28-02-2016
Nie brałem udziału we wcześniejszych manifestacjach KOD-u, gdyż sobota (to czas tych manifestacji) jest u mnie dniem przeznaczonym dla wnuków.Jednak dzisiaj jest niedziela, ale nawet gdyby to była sobota - musiałem w końcu ruszyć siedzenie i powiedzieć - NIE POZWALAM!
Ruszyliśmy więc z żoną pod Stocznię. Wychodzimy z domu i kierujemy się na przystanek SKM. Wiele lat nie korzystałem z tego środka lokomocji, więc trochę jestem zagubiony - gdzie kupuje się bilety, jak się je kasuje. Jednak te problemy to mały pikuś. Nadjeżdża kolejka - ale jak się do niej wepchnąć? Przez chwilę czuję się jak w Japonii. Nie, nie byłem nigdy w Japonii, ale widziałem filmiki pokazujące ciężką pracę "upychaczy" na przystankach metra.
W końcu jakoś się wcisnęliśmy. Wewnątrz nastrój niemalże świąteczny. Nawet takie komentarze - "od wielu lat nie pamiętam takiego tłoku" - brzmią wesoło. Odpowiedź też jest adekwatna - " trzeba było nie ubierać futer"!
Wysiadamy z trudem na przystanku "Gdańsk-Stocznia". Większość jedzie do "Gdańsk-Główny".
W okolice "Placu Solidarności" przedostajemy się kładką nad torami. Ci którzy nie mieszkają w Trójmieście, znają ją z filmu "Człowiek z marmuru". Po drodze mijamy były warsztat elektryczny, w którym pracował robotnik Wałęsa.
Kawałek dalej widoczny fragment dzisiejszej "Stoczni Gdańskiej".
Docieramy na miejsce. Niestety, wyszliśmy z domu zbyt późno - cały "Plac Solidarności" wypełniony po brzegi.
Każdy z uczestników jest wyposażony w jakiś gadżet. Niektóre uzyskane od organizatorów, jednak większość wykonane jest własnym sumptem.
Gdy znalazłem się na tym Placu, gdy spojrzałem na Pomnik - odżyły wspomnienia. I aż trudno uwierzyć, że jedną z obietnic po podpisaniu Porozumień Sierpniowych złożonych przez Wałęsę była obietnica postawienia w niedługim czasie Pomnika upamiętniającego ofiary grudnia 1970 r. Czy to można uznać za typowe działanie wszystkich "TW"?
Tylko w ciasnych główkach ludzi chorych z nienawiści mogłaby się zrodzić taka myśl. Całe szczęście są też normalni ludzie i jest ich nie mało.
Ledwo mieścili się na rozległym przecież Placu.
Ale Przyszli by dać świadectwo. I ja tam byłem ......
Więcej można zobaczyć i usłyszeć na stronie WP i oczywiście na stronie KOD-u
W drodze z przystanku Gdańsk-Stocznia do miejsca manifestacji na Placu Solidarności widziałem wielu ludzi. Faktycznie, połowa z nich mieściła się w grupie wiekowej "esbeków, którzy bronią tego co mogą teraz stracić". To ludzie, którzy świadomie przeżyli "Grudzień 70", "Sierpień 80", "karnawał Solidarności" i "ciemną noc stanu wojennego". Ludzie, którzy dokładnie wiedzą dlaczego tu przychodzą. Następne 30 % to ludzie, którzy świadomie uczestniczyli we wszystkich przemianach roku 89. Jednak największe wrażenie na mnie zrobiło pozostałe 20%. To byli ludzie młodzi. Równolatkowie Polski wolnej, demokratycznej. Dla nich wydarzenia z lat 70-tych to czas niezbyt odległy od rozbiorów.
Oni zapewne nie są zagrożeni "utratą esbeckich przywilejów". A jednak przyszli. Przyszli, bo coś im się nie podoba. Bo oni chcą żyć w państwie takim jak Anglia, Irlandia, Niemcy czy Francja. Państwach, które też mają swoje problemy - jednak zasady życia są proste, czytelne i nie zależą od "kondycji gastrycznej kota szefa rządu".
Czytałem komentarze na WP, słyszałem komentarze wazeliniarzy pisowskich. I w tym momencie "najszła" mnie taka refleksja.
Wydaje mi się, że za bardzo angażujemy się w obronę osoby Lecha Wałęsy. Jak już niejednokrotnie pisałem, miałem z Wałęsą co prawda jedno kierunkowy, ale za to żywy kontakt i wiem, że nie jest to człowiek "z brązu". Można znaleźć na nim wiele skaz. Jednak tylko człowiek nietuzinkowy mógł się pokusić o przeprowadzenie kraju "przez morze CZERWONE".
Pamiętajmy - jeden człowiek nie zrobi rewolucji. Ale rewolucja bez jednego wodza szybko zamieni się "ruchawkę", których historia naszego kraju zna wiele. Może nawet zbyt wiele.
Któż bowiem jest największym wrogiem starego kawalera, pokaranego przez naturę "nikczemną posturą", człowieka o wybujałych ambicjach niemożliwych do zrealizowania przy jednoczesnej miałkości umysłu? Nie Lech Wałęsa, młody, niewykształcony robotnik, który ze wsi trafił do wielkiego miasta i jeszcze większego zakładu pracy na przełomie lat 60-70? Człowiek, który brutalnie został "edukowany" przez ówczesną władzę?
Gdyby tak było, to Kaczor nie powinien nigdy otrzymać rozgrzeszenia. Kopanie leżącego, okrutnie doświadczonego przez los i komunistyczny reżim - tego nawet Flaszka-Głódź by nie wybaczył. Tak postępują jedynie sadyści, ludzie tacy jak ostatnio pojmany Kajetan Poznański.
Któż więc jest aż takim wrogiem dla sekty smoleńskiej? Otóż nie kto - a co. Wrogiem tym jest LEGENDA LECHA WAŁĘSY. Bowiem człowieka nie można "opisać" krojąc go na plasterki i do każdego z nich przyklejając metryczkę. Owszem, takie "krojenie" może wzbogacić wiedzę o poszczególnych fragmentach życia człowieka, o czasach w których "ten plasterek" żył. Jednak ocena człowieka jest sumą tych "plasterków".
A Wałęsa, pomimo swoich wszystkich wad i ułomności potrafił stanąć na czele 10 milionowego ruchu i dokonać z nim tego czego dokonał - to moim zdanie nie wymaga obrony. Jego życiorys broni się sam. Natomiast z legendą jest inaczej. Legendę nie buduje się samemu . Budują ją uczestnicy wydarzeń i ci którzy później korzystają z efektów uzyskanych przez "legendę" i ludzi którzy uczestniczyli przy jej powstawaniu.
Zobaczcie ile wysiłku kosztuje Kaczora budowanie "legendy Lecha Kaczyńskiego". Cokolwiek by nie zbudował, zawsze będzie to pokrywał cień "legendy Lecha Wałęsy". I tego nie może przeżyć ten śmieszny krasnal, tego nie może darować ani Wałęsie, ani tym, którzy żyją tą legendą.
Jak więc można zburzyć ten "posąg", który kładzie się cieniem na legendzie pisowskiej? Otóż wydaje im się, że doskonałym narzędziem są "teczki" z lat 70-76. Nic bardziej mylnego. Ten okres nie ma nic wspólnego z powstaniem "legendy Solidarności".
I tak powinniśmy traktować to co się obecnie dzieje. Zamiast wdawać się w jałowe dyskusje nad "autentycznością teczek Kiszczaka" - mówmy, powtarzajmy bez końca to co zaczęło się w pamiętnym Sierpniu 80 i trwa do dzisiaj. I będzie trwać w historii Polski przez wieki.
To też będzie naszym wkładem w historię.